niedziela, 2 września 2012

Pogaduszki poobiednie w pierwszą niedzielę września

http://www.pinezka.pl/makutra/3131-rosol


   Rosół jest królem polskich zup. Podawany tradycyjnie na niedzielny obiad, jak też przy wszystkich uroczystych okazjach – na weselach, chrzcinach, obiadach gościnnych. Kojarzy się często ze smakami dzieciństwa i babciną kuchnią.
   Ludowa mądrość głosi, że to najlepszy środek na wzmocnienie dla rekonwalescentów, niektórzy twierdzą, że rosół pomaga dojść do siebie przy chorobach płuc i uporczywym kaszlu.


przepis na rosół (na 4 osoby): 

50-70 dkg wołowiny z kością, niezbyt tłustej (szponder, antrykot) 
¼ do ½ szt kury rosołowej (te kury są dość spore. W razie braku kury biorę pół kurczaka, ale ze szkodą dla smaku. Jeżeli kura jest zbyt tłusta, pozbywam się nadmiaru tłuszczu przed włożeniem do zupy) 
2 litry zimnej wody 
1 średnia marchewka 
1 spora lub 2 mniejsze pietruszki 
kawałek selera 
½ pora 
kawałek kapusty włoskiej, trochę większy niż te w gotowych zestawach "włoszczyzny" (składnik u mnie obowiązkowy, zdecydowanie dodaje zupie smaku) 
1 średnia cebula
3-4 listki laurowe 
4-6 ziarenek ziela angielskiego 
kilka ziaren pieprzu 
zielona pietruszka do posypania 
sól do smaku 
opcjonalnie:
2-3 suszone grzyby, najlepiej borowiki 
ząbek czosnku (w całości) 

Opłukane mięso zalewam wodą, dodaję liście laurowe, ziele angielskie i ziarenka pieprzu, sól i gotuję (do czasu zagotowania – na dużym ogniu, potem skręcam płomień do minimum). Przyznam, że nie zawsze odszumowuję, zazwyczaj rosół i tak wychodzi klarowny (zresztą zmętnienie raczej nie ma wpływu na smak). 
Po ok. 40 minutach gotowania dodaję jarzyny – marchew, pietruszkę, seler, por, ew. suszone grzybki i czosnek. Po następnych 20 minutach dokładam cebulę i kapustę włoską. Jeżeli mam kurczaka zamiast kury, wyjmuję go z wywaru wcześniej (sprawdzam, kiedy jest miękki). 
Potem wyjmuję mięso i jarzyny (można też przecedzić, pozbywając sie wszelkich "farfocli"), uzupełniam wywar przegotowaną wodą, jeżeli zbyt dużo odparowało. 
W sumie rosół gotuję 2-2,5 godziny. 
Podaję z cienkim makaronem, na talerzu posypując drobno pokrojoną zieloną pietruszką lub koperkiem. 


Witajcie w niedzielne południe. Jestem już po pysznym błyskawicznie zrobionym obiedzie. Wcześniej bo już o 9 rano byłam w kościele.  

Tak w naszej tradycji rodzinnej zawsze u nas było w niedzielę.
 Żadne tam spanie do późna, tylko  ranne wstawanie ,śniadanie i wyjście do kościoła.
 O 12 był obiad na stole. Najczęściej już był z grubsza przygotowany w sobotę, a nie gotowanie wszystkiego od zera.
 Zostały jedynie do zrobienia kluski te szare z tartych ziemniaków, bo te obecnie popularne z mąką ziemniaczaną także można zrobić wcześniej. 
 Pamiętam jeszcze te czasy kiedy się paliło pod kuchnią węglem, i nie wiem czy teraz bym jeszcze chciała powrotu tamtych czasów.
 Nawet nie zdajemy sobie sprawę ile mamy teraz udogodnień w kuchni a jeszcze nam się czasem nie chce gotować.
Te czasy kiedy gotowałam rosoły co niedziele dla 6 osób mam na szczęście już za sobą, ale ja rosół lubię i wyrobiłam sobie własną technikę dla takiego talerza pysznej zupy. Dziś rosołu nie było.
Dziś natomiast mięso miałam prawie gotowe, bo ucięłam sobie plaster wędzonej piersi z indyka podsmażyłam z dodatkiem odrobiny sosu knora i cebuli na oleju z dodatkiem jeszcze odrobiny masła i łyżki stołowej gorącej wody. Chwila i  gotowe. 
A kluski śląskie to także już od wczoraj reszka ziemniaków wymieszana z mąką kartoflaną, 8 kuleczek na wrzątek , do tego wszystkiego sałatka z buraczków ze słoika .  Na deser brzoskwinia i nektarynka. Mniam był obiad palce lizać.
Po obiedzie pojawił się mój młodszy syn na krótką wizytę . nawet go nie pytałam kiedy u nich obiad, bo wiem ze na ogół to już jest u mnie pora na kolację. Śniadanie jedzą później jak ja mój obiad. ale jak juz pisałam nie pytam się,- i się do nich nie wtrącam. Jutro ich synek a mój już trzeci wnuk siedmiolatek rozpoczyna swój pierwszy dzień w szkole . Szkoda że nikt mnie nie zaprosił bym razem z nimi poszła do szkoły na to uroczyste rozpoczęcie jak to zeszłego roku było u synka mojej córki. Dziwne to tam wszystko u nich a potem maja do mnie jakieś nieuzasadnione pretensje. Ale się rozpisałam  hehe. Idę zrobic sobie kawę.




   

14 komentarzy:

  1. Ula, któż nie lubi rosołu? To chyba nasza, najbardziej tradycyjna i wykwintna potrawa. Pamiętam od dziecka, że żadna uroczystość nie obyła się bez rosołu na obiad. W ostatnich latach już się zmieniło, ale w tradycyjnych rodzinach rosół jest na pierwszym miejscu, a w niedzielę szczególnie. Moja mama miała swoją recepturę na rosół. Zawsze mi powtarzała, że rosół nie może się gotować, tylko mrugać. I tak sobie mrugał przez dwie godziny albo i więcej, do czasu, aż mięso było mięciutkie. Nie dodawała liści laurowych ani gałki, natomiast przypiekała plasterki cebuli w łupinkach na złoto i dodawała do rosołu, dla koloru, jak mówiła. Pietruszkę tylko na koniec drobniutko posiekaną i nie za dużo marchwi, żeby nie był słodki. Makaron obowiązkowo robiony w domu, nigdy ze sklepu. To miało swój smak.
    Ja rzadko gotuję rosół, częściej jakąś zupę na mięsie i ze śmietaną. Ale takiego prawdziwego rosołku z prawdziwej kury chętnie bym zjadła. Marzenie, prawda? Narobiłaś mi smaku, a ja dzisiaj jadłam tylko zupę z gatunku misz-masz warzywny. Od dawna już nie gotuję dwóch dań, bo nie daje rady skonsumować. Albo zupa albo drugie.
    Jesień już czuć i widać. Liście lecą na potęgę. W domu chłodniej i musiałam założyć wełniane skarpety, haaa..haa. Zmarźlak się zrobiłam.
    Do następnego razu, Uleczko. Buziolki posyłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mam zimne nogi. Dziękuję że choć Ty do mnie tu zaglądnęłaś dziś. Idę spać. Dobranoc Azalia

    OdpowiedzUsuń
  3. Co gospodyni to inny rosół. Mój zupełnie różny od Twojego. Ale oba dobre, prawda? W dodatku wielki gar rosołku to dobra podstawa na kilka dań. Bo i sałatkę warzywną można, gdy więcej warzyw, i galaretkę drobiowo-wołową, na drugi dzień można rosołek przerobić na pomidorówkę itp. Bardzo ekonomicznie... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepszy rosół jaki jadłam był na weselu naszej młodej sąsiadki. Nie byłam tam gościem ale sama zadeklarowałam się pomóc w kuchni. Kucharka gotowała rosół na 100 osób i włożyła do niego całego indyka i domowego chowu kury. Jednak to ptactwo domowego chowu do rosołu jest najlepsze. Pozdrawiam wzajemnie-;)

      Usuń
  4. I ja bardzo lubię rosół, tradycyjnie gotuję na niedzielę, ale zostaje jeszcze na drugi dzień. Gotuję z kury, ale ostatnio przerzuciłam się na udzec z indyka. Rosół jest pyszny, mięso chude , które zjadamy z ziemniakami i surówkami takie ugotowane. Nie dodaję ziela ani liści, tylko warzywa i cały pieprz. Rosół szczególnie smakuje w chłodniejszych porach roku. Pozdrawiam Uluś na dobry tydzień :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam jak kucharz nawet goździk dodawał do rosołu. Teraz jak trafisz na kiepskiej jakości mięso to nie zrobisz niestety dobry rosół. Dziś włączyłam frytkownicę i miałam znów błyskawiczne jedzenie. Kurczaka z rożna przyniosłam gotowego. Co nie zjadłam będzie na inny raz bo zamrożę. Byłam z Pawełkiem na zakupach w Tesco, by sobie sam wyszukał prezent. I to był bardzo dobry pomysł. Pozdrawiam Aniu serdecznie-;)

      Usuń
  5. Ja kocham rosół jak i wszystkie zupy pod warunkiem, że nie ja je gotuję:))) Rosoł jednak kojarzy mi się z dzieciństwem - gdy byłem chory mama gotowała zawsze rosołek:)Pozdrawiam- obserwator

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację rosół z kury, najlepiej takiej chowanej ekologicznie to jedno ze znanych sposobów na wzmocnienie w czasie choroby. Zupę ugotować to przecież nic trudnego. Tylko czasem się nie chce, no nie? Pozdrawiam cieplutko Obserwatorze miły-;))

      Usuń
  6. Jak to u mnie w niedzielę całe kuchenne królestwo opanowuje mąż od śniadanka aż po kolację :)Rosołek musi być obowiązkowo ,pyrkoli się już od wczesnych godzin rannych,ponieważ mąż je go zamiast śniadania już np. o godz. 10,30, a póżniej dokładka drugi raz ,tak już ma chłopina od kilkunastu lat...Nawet w poniedziałek je rosół a my pomidorową z ryżem.Mięsko też zostaje na drugi dzień tak,że dwa dni mam z głowy gotowanie jedynie świeże ziemniaczki,czy surówka. Pozdrawiam Uleczko cieplutko -:)) ***alutka***

    OdpowiedzUsuń
  7. Miałam kiedyś taki piec stałopalny na którym mogłam postawić gar i prykał tak sobie calutką noc. Rano przed pójściem do biura można się było napić już czystego jak łza bulionu, i najbardziej twardy wół był miękki. Moi synowie to także niedzielni kucharze. Młodszy piecze bardzo udane i smaczne ciasta. Fajnie mieć takiego męża. Ale ja słyszałam że niektóre panie nie lubią męża w kuchni bo zbyt bałaganią a po sobie potem nie lubią kuchnię posprzątać. Z moimi synami zresztą ich żony tak mają. Takie zmywanie i sprzątanie w czasie gotowania panowie raczej nie robią. Kuchnia po nich to prawdziwe pobojowisko. Mam nadzieję że twój małżonek taki bałagan po sobie tobie nie pozostawia. Pozdrawiam serdecznie Alutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uleczko, mój mąż to perfekcjomista w każdym calu, toć to "Panna" perdantyczna i w dodatku domator ,a ja tzw."fruwajka" ciekawa świata i przygód....,ale zawsze stwawiam na swoim,bo inaczej zadusił by mnie w domu z miłości,pomimo ostatniego miesiaca 61-lat życia hehehe....Kocham go bardzo,pomimo innych problemów ,a łezy wylewam codziennie-:)) Buziol serdecny na dobranoc Uleczko. ***alutka ***

      Usuń
    2. przeciwności się najwidoczniej jednak przyciągają,według tego co tu tak cudownie piszesz. Małżeństwa obecnie już nie zawsze takie szczęśliwe. Buziole poranne a łezki twoje niech będą jedynie śmiechem spowodowane -;)

      Usuń
  8. Dobrze, że już jestem po obiedzie Uleczko. Bardzo lubię rosół i zawsze go robię jak tylko rodzinka jest w komplecie.Do tego domowy makaron i niebo w gębie. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  9. Domowego robionego samej już dawno nie robię. Ale są takie które są do tego domowego bardzo zbliżone. trzeba tylko na taka firmę trafić. Serdeczności wzajemnie dla ciebie Hanna.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga